Student czwartego roku medycyny, udowadniający że można połączyć trenowanie i studiowanie na wysokim poziomie, przygodę ze sportem rozpoczął w zerówce trenując zapasy, a po rozbracie ze sztukami walki zaczął trenować jiu-jitsu.
Ania Lis: Skąd wzięło się Twoje zafascynowanie sztukami walki?
Bartosz Szczęsny: Poniekąd z domu. Przygodę ze sportami walki rozpocząłem już w zerówce, trenując zapasy w KS Sobieski Poznań. Utytułowanym zawodnikiem tego Klubu jest mój tata. Trenowałem w nim do końca czwartej klasy. Później przeprowadziliśmy się do Sierosławia i siłą rzeczy musiałem zrezygnować z zapasów. Na podjęcie tej decyzji wpływ miała również moja ówczesna sytuacja życiowa.
Ale ze sportu nie zrezygnowałeś. Wiem, że próbowałeś swoich sił w piłce nożnej.
Tak. Po przeprowadzce szukałem miejsca dla siebie, gdzie mógłbym coś trenować. Myślałem o koszykówce, ale była tylko w wersji seniorskiej. I tak padło na piłkę nożną. Grałem w GKS Tarnovia Tarnowo Podgórne, nawet w sezonie, w którym Klub występował w III lidze. Po sześciu latach stwierdziłem, że piłka jest fajną grą, ale niekoniecznie dla mnie. Poza tym przytrafiło mi się kilka kontuzji i dostałem się na studia na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu.
Czyli do trzech razy sztuka. Bo w Twoim życiu pojawiło się jiu-jitsu.
W pewnym momencie tęsknota za sportami walki tak się nasiliła, że rozpocząłem poszukiwania klubu, w którym mógłbym powrócić do korzeni. Na miejscu był tylko kick-boxing. Początkowo chciałem rozpocząć trenowanie w jakimkolwiek klubie poznańskim, ale ostatecznie nie poszedłem do żadnego. Los chciał, że zadzwonił kolega z informacją, że zna trenera, który ma kilka mat i szuka chętnych do trenowania jiu-jitsu. Wystarczyło jedno spotkanie żebym wiedział, że to jest to. Do Osada JiuJitsu Judo trafiłem w grudniu 2018 r. i byłem jednym z pierwszych członków klubu.
To już prawie dwa lata. W tym czasie zdobyłeś srebrny medal mistrzostw Europy i brązowy mistrzostw Polski. Czym jeszcze możesz się pochwalić?
Z wyniku uzyskanego na mistrzostwach Europy federacji CBJJP, które odbyły się w Poznaniu jestem zadowolony, ale nie dumny. Ta federacja jest nadal mało znana. Cieszę się jednak z faktu, że po pół roku trenowania wywalczyłem pierwszy medal dla Osady. Na marginesie dodam, że w ogóle się tego nie spodziewałem. W finale walczyłem z Czechem, któremu zwycięstwo na punkty przyznano po proteście. Za największy swój sukces uważam zajęcie trzeciego miejsca na oficjalnych mistrzostwach Polski. Startowałem wówczas w najliczniejszej kategorii wagowej, do której zgłosiło się 79 zawodników. W drugiej walce zmierzyłem się z chłopakiem, który jest bardzo znany w Polsce. Pamiętam, że byłem przed tą walką trochę zdenerwowany. Naszły mnie wątpliwości jak taki chłopak jak ja może wygrać walkę z zawodnikiem, w którego narożniku widzi się znane twarze jiu-jitsu. Wtedy dopomógł mi ojciec, który przyjechał na zawody i powiedział, że należy walczyć z głową,a w sporcie wszystko może się zdarzyć. I udało mi się pokonać tego zawodnika, w drugiej walce, na punkty. Dodam, że w pierwszych mistrzostwach Polski, w których wystartowałem po dwóch miesiącach trenowania odpadłem w drugiej walce, a rok później byłem na nich trzeci.
Trening czyni mistrza. Jak wygląda Twój?
Trening w Osadzie rozpoczynam jak wszyscy od rozgrzewki. Później wykonuje techniki zademonstrowane przez trenera. Trwa to od 60 do 80 minut. Przez miesiąc skupiamy się na trenowaniu konkretnej pozycji, a później łączymy wszystkie te techniki w całość. Poza tym trener wyznacza nam miesiąc z różną tematyką treningów np.: miesiąc wydolnościowy. Wygląda to tak, że przed technikami w jednym miesiącu mamy interwałowe cardio, a w kolejnym np. akrobatykę. Co sobotę mamy dzień sparingowy. Wtedy na zasadach wzajemnego szacunku walczymy ze sobą godzinę albo dwie. Treningi w Klubie odbywają się we wtorek, czwartek i sobotę. Oczywiście jiu-jitsu jest sportem indywidualnym i trzeba dokładać dużo jednostek treningowych oprócz jego trenowania, co kontynuujemy z przyjaciółmi klubowymi poza murami Osady wzajemnie siebie wspierając. Na treningu potrafię przegrać nawet kilka razy, ale jak przychodzą zawody, przez myśl nie przechodzi mi przegrana, wtedy chęć wygrania i pokazania sobie, że dam radę jest silniejsza. Myślę, że to jest to, co zaprowadza mnie do strefy medalowej.
Jak udaje się Tobie łączyć obie pasję do sportu i studiowanie?
Przed pandemią było to łatwiejsze. Teraz powoli wszystko wraca na stare tory, ale nadal to nie to samo. Przez półtorej roku trenowałem sześć dni w tygodniu, czasem nawet dwa razy dziennie. Wyglądało to mniej więcej tak: jak miałem zajęcia na godz. 8:00, to wstawałem o 6:30 i 30 minut poświęcałem na rozruch. Później jechałem na uczelnie, a po zajęciach na siłownię na uzupełnienie, albo do Wuef Clubu, gdzie jest sekcja kickboxingu. Przed zbliżającymi zawodami dochodził jeszcze tzw. obóz, podczas którego przez dwa tygodnie trenowałem codziennie. Niestety przez pandemię koronawirusa wiele się pozmieniało i zburzyło dotychczasowy plan działania. Jak tylko się pojawił, to w szpitalu, gdzie się również się uczę, dotychczasowe zajęcia zostały podporządkowane lekarzom, którzy zaczęli pracować w innych godzinach niż dotychczas. Ja akurat zapisałem się na wolontariat, aby pomagać innym.
Poza trybem życia pandemia pokrzyżowała również plany startowe.
Odpowiedź jest oczywista. Ostatnimi zawodami, w których wziąłem udział były Mistrzostwa Polski 🇵🇱, które odbyły się 22 lutego. Przygotowywałem się do startu na mistrzostwach federacji CBJJP, żeby obronić tytuł i zdobyć złoty medal. Poza tym razem z klubowymi kolegami ostro trenowaliśmy na mistrzostwa Polski ADCC. Byliśmy przygotowani i pewni, że urwiemy worek medali dla Osady, a tu jak grom z jasnego nieba pojawił się koronawirus i wszystkie Nasze starania poszły na marne.
Na szczęście sport wraca do życia. Wiesz już kiedy będziesz mógł powrócić do rywalizacji?
Ponoć wczesną jesienią. Wśród zawodów, które się nie odbyły są Akademickie Mistrzostwa Polski, do których czuję niedosyt. Ubiegłe zakończyłem na czwartym miejscu. Wtedy w półfinale, w połowie walki, którą wygrywałem przekręcił mi się o 180 stopni palec u stopy i nie mogłem podpierać swojej nogi o matę. Walkę przegrałem remisem. Siła wyższa małego punktu dodatkowego.
Jaki masz pas?
Początkujący biały z trzema belkami, których ilość zależy od wyników sportowych i zaangażowania zawodnika oraz obecności na treningach. Belki przyznaje trener. Po czterech zmienia się kolor pasa, w moim przypadku będzie to zmiana na niebieski. Później kolejne 4 belki i zmiana na pas purpurowy, brązowy oraz na samym końcu czarny. Zmiany pasów trwają tak około dwa lata i gdyby nie koronawirus to możliwe, że miałbym już niebieski pas, na który nieustannie ciężko pracuję, natomiast decyzja ta zawsze należy do trenera.
Masz jakiegoś idola?
Jeżeli mówimy o jiu-jitsu to jest nim Gordon Ryan. Lubię go za to, że jako tak młody zawodnik osiągnął już tak wiele, jest zawzięty i dąży do wyznaczonych celów. W MMA jest nim Michał Pietrzak, zawodnik Czerwonego Smoka Poznań, który często odwiedza Nasz Klub.
Na zakończenie tradycyjnie zapytam o to komu chciałbyś podziękować?
Trenerowi Leszkowi Kellnerowi za to, że jest jak ojciec, najlepszy przyjaciel, do którego można odezwać się o każdej porze i z każdym problemem. Robi wszystko żebym razem z kolegami z Osady byli zadowoleni i myśleli o trenowaniu, a nie zamartwiali się innymi kwestiami. Zakładając Klub chcieliśmy pokazać, że można zbudować coś od zera, na gruncie gdzie dotąd nie było takiego sportu. Cieszymy się, że możemy reprezentować Gminę Tarnowo Podgórne na krajowych i międzynarodowych arenach. Jeden z Nas – Hubert, wyjechał do Londynu na zawody i zdobył tam złoty medal. Oczywiście chciałbym podziękować rodzinie, a w szczególności moim dziadkom Leszkowi i Teresie, którzy wspierają mnie każdego dnia we wszystkim co robię. To dzięki pomocy z ich strony zawdzięczam większość osiągniętych sukcesów. Poza tym dziękuję przyjaciołom oraz partnerom wspierającym Osadę, którymi są: Pałac Jaśminowy z Batorowa, Eko-Góra, LimaSport, firmę Sasman i Kar-Merc oraz panu Damianowi Zawadzkiemu, którego firma świadczy usługi kominiarskie.