Bardzo obiecujący początek sezonu zanotował zespół Tarnovii Basket Tarnowo Podgórne.
O celach drugoligowej drużyny i szkoleniowej pracy z trenerem Rafałem Urbaniakiem rozmawia Anna Lis.
To piąty sezon, w którym pełni Pan funkcję trenera w Tarnovii Basket Tarnowo Podgórne. Jakie teraz stawia Pan sobie cele?
Moje cele jak i ja ewoluują. Z roku na rok chcę być coraz lepszy i poprawiać swoje wyniki sportowe. Choć oczywiście w ich realizacji nie brakuje przeszkód. Postęp, który poczyniłem jest zauważalny. Wśród ogólnych celów, które stawiam sobie przed każdym kolejnym sezonem jest powtórzenie sukcesów z sezonu poprzedzającego. Poza tym jako cel stawiam sobie posiadanie zawodników, z którymi jestem w stanie go zrealizować. W tym, udało się nam zatrzymać tych, którzy stanowią trzon zespołu oraz pozyskać nowych, którzy jeszcze bardziej pomogą w jego realizacji. Chcemy grać szybką i atrakcyjną koszykówkę, która za każdym razem daje kibicom powody do zadowolenia.
Porażka czy sukces? Co bardziej motywuje Pana do działania?
Mnie podbudowuje jedno i drugie. Zwyciężyć i spocząć na laurach to porażka. Dlatego jak najczęściej analizuję to co się dzieje wokół mnie, aby móc podejmować odpowiednie decyzje. Wygrane dają satysfakcję, ale zawsze obiektywnie patrzę na nie pod kątem tego czy wszystkie założenia zadziałały na sto procent, a jeśli nie, to co zaszwankowało i jak można to poprawić. Z kolei po odniesionej porażce, emocje wzbudzają natychmiastową chęć rewanżu. Przekłada się to na dokładną analizę błędów, a następnie na aktywną pracę nad ich zniwelowaniem.
Czy któreś z nich zapadły Panu szczególnie w pamięci?
Jestem tu i teraz. Przeszłość służy mi głównie do wyciągnięcia wniosków, jednak całą energię wkładam w przygotowania do kolejnych pojedynków. Nie analizuję przegranych lub wygranych meczów pod kątem ważności. Staram się systematycznie przeć do przodu. Chociaż jest taka jedna wygrana w trudnym meczu na własnym terenie, która zapadła mi szczególnie w pamięć. W 10. kolejce ubiegłego sezonu pokonaliśmy faworyzowany ŁKS Coolpack Łódź, dla którego była to jedyna przegrana w zasadniczej fazie rozgrywek. Dla mnie był to dodatkowo wyjątkowy czas, ponieważ kończyłem w tym dniu 40 lat. Nie obyło się jednak bez przygód, ponieważ jadąc na halę, w pierwszej jesiennej śnieżycy, złapałem gumę i zasiadłem na ławce trenerskiej dopiero kilka minut po rozpoczęciu meczu.
Skład obecnej drużyny, w której poza trzonem mamy trzech nowych zawodników, był gotowy w połowie sierpnia. Czy przez dwa miesiące udało się jemu dotrzeć?
Cały czas szukamy optymalnej formy, ale nie przejmuję się tym. Liga jest długa i z doświadczenia wiem, że drużyny, które na początku szybko odpalają, mogą równie szybko wyhamować. Pierwsze spotkania pokazały mi, że pomimo złych pierwszych połów meczów, po drobnych korektach udawało nam się zmieniać styl gry. Widzę olbrzymi potencjał, a szczyt formy przyjdzie z biegiem czasu. Dla mnie ważniejsza jest druga część sezonu i złapanie wiatru w żagle przed fazą play off. W tej chwili liczą się tylko punkty w ligowej tabeli, które zagwarantują nam miejsce w pierwszej czwórce. Poza Tarnovią na pewno ligę będą chciały wygrać ŁKS, czy zespoły z Inowrocławia i Torunia. Zobaczymy też co pokażą młode drużyny z Władysławowa czy Bydgoszczy. Dla mnie teraz najważniejsze jest to, żeby nie przegrać meczów z teoretycznie słabszymi drużynami. Bo nie będzie ujmą jeśli potkniemy się w spotkaniach z Notecią czy Łódzkim Klubem Sportowym, które potencjalnie już teraz są gotowe do gry w I lidze.
Koszykówką na poziomie II ligi zajmuje się Pan od 5 lat, a od tego roku przybyła kolejna funkcja, ściśle związana z grupami młodzieżowymi. Proszę zdradzić kulisy nowej roli w klubie?
W grupach młodzieżowych trenuje już ponad 100 osób, więc usprawnienie ich funkcjonowania stało się bardzo istotne. Moja rola polega na poprawie przepływu informacji między klubem, a rodzicami. Poza tym jestem odpowiedzialny za część spraw administracyjnych, księgowych i szkoleniowych.
Z cyklu klasyki wśród pytań. Jak zaczęła się Pana przygoda z koszykówką?
Na początku podstawówki, do 3 lub 4 klasy trenowałem pływanie stylem grzbietowym. Jednak po kilku latach straciłem motywację do dalszych treningów. Przygodę z koszykówką rozpocząłem w latach 90. Był to czas świetności Michaela Jordana i Chicago Bulls. Raz w tygodniu, bodajże w poniedziałek, puszczano w TVP czterdziestominutowy skrawek NBA i już samo wyczekiwanie sprawiało mi niesamowitą frajdę. Poza tym był jeszcze niemiecki kanał DSF, gdzie puszczano transmisje meczów. Nie rozumiałem ani jednego słowa po niemiecku, ale oglądałem z zaciekawieniem grę najlepszej ligi na świecie. Wtedy to zafascynowała mnie koszykówka i chciałem więcej. Jak tylko była okazja, to wychodziłem na osiedlowe betonowe boisko, typowe dla lat 90. i uczyłem się tam gry. Z biegiem czasu namówiłem mamę, żeby zapisała mnie do klubu. Wtedy w Poznaniu działały dwie sekcje koszykówki – jedna w Lechu Poznań, a druga w Stowarzyszeniu Sportowym Mak Poznań (Miłośników Amatorskiej Koszykówki – przyp. red.). Ja trafiłem do tego drugiego, który później przeniósł się na teren Gminy Tarnowo Podgórne, a dokładnie do Przeźmierowa. Do 2015 r. sekcja była powiązana z GKS-em, a dopiero później stała się samodzielnym klubem.