Sporo radości przysparza ostatnio drużyna trampkarzy rocznika 2010 GKS Tarnovii. Jej trenerem jest Błażej Budziński, w przeszłości zawodnik m.in. TPS Winogrady, Warty Poznań i Poznańskiej „13”, od dziesięciu lat pracujący jako szkoleniowiec. O sukcesach, pracy z dziećmi i szkoleniu młodzieży rozmawia z nim Anna Lis.
W sezonie 2020/2021 rozpoczął Pan współpracę z drużyną, z którą po roku awansował do II ligi. W kolejnym sezonie udało się wam utrzymać ten poziom rozgrywkowy bez żadnej przegranej, następnie podtrzymaliście passę, a wszystko przypieczętowaliście awansem do I ligi. Wychodzą dwa awanse w trzy sezony. W czym tkwi sekret tak dobrych wyników?
Nie traktuje tego wyniku w kategorii sukcesu. Myślę, że na takie wyniki największy wpływ mieli moi zawodnicy. Cieszy mnie osiągnięty wynik, ale czuje pewien niedosyt. Nasz awans z III do II ligi był połowiczny. W tamtym czasie WZPN rozwiązał III ligę i wszystkie drużyny w niej grające z automatu trafiły do drugiej. Na tym poziomie rozgrywek nie zastaliśmy przeciwników, których byśmy chcieli zastać, a jakość gry przeciwników pozostawiała wiele do życzenia. Swoje zrobiliśmy, ale moi podopieczni nie zyskali zbyt wiele doświadczenia. Niestety, gdy na tablicy wyników zaczynają pojawiać się wyniki 7:0, 9:1 i tak dalej, to wtedy zaczynam rotować zawodnikami na różnych pozycjach, żeby mecz nie zakończył się wynikiem 22:0, bo to w żaden sposób nie rozwija, a może niepotrzebnie zdemotywować. Co do naszych osiągnięć to uważam, że razem z chłopakami i grającą z nami Karoliną wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Nie będę ukrywał, że po awansie do I ligi potrzebujemy wzmocnień, dlatego korzystając z okazji zapraszam chętnych do zasilenia naszych szeregów. Obecnie mam ponad dwudziestu zawodników, z czego 13-14 gotowych rywalizować w I lidze. Podczas meczów udawało mi się tak rotować, aby wszyscy mogli zagrać. Najpierw pierwszy skład robił robotę, a później zmiennicy grali dalej, aby nabierali ogrania i doświadczenia. Teraz to się zmieni, co mnie boli. Dotychczas mierzyliśmy się z przeciwnikami, którzy nie byli wymagający. W nadchodzącym sezonie to się zmieni i przyjdzie się nam mierzyć z wyższym poziomem rozgrywek.
Niestety większość rodziców ocenia rozwój swoich dzieci poprzez wyniki, w tym m.in. meczów, które tak naprawdę mało odzwierciedlają. Co liczy się w trenowaniu dzieci i młodzieży?
Wynik jest efektem i przychodzi sam. W trenowaniu dzieci i młodzieży trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem. Ważny jest proces ich rozwoju, a nie rezultaty. W początkowej fazie szkolenia treningi piłkarskie ukierunkowane są na ogólny rozwój i zabawę. Takie nastawienie jest oczywiście do pewnego momentu, który trudno określić kiedy nastąpi. Trzeba wyczuć kiedy zabawa przeinacza się w coś więcej – 1/3 profesjonalizmu i resztę zabawy. Jak już widzę, że nastał ów moment to wtedy wprowadzam większą odpowiedzialność.
Czy w początkowej fazie szkolenia zauważa Pan kto ma predyspozycje do gry w piłkę nożną?
Tak. Widzę to od razu. Po tym jak dziecko potrafi czytać grę, we właściwym momencie wychodzi po piłkę, znajduje lukę na oddanie strzału czy też utrzymuje się przy piłce, jak podaje, strzela. Wśród wyróżniających się zawodników, z którymi pracowałem był Mikołaj Bodył, fenomenalny młody bramkarz i najbardziej ambitny zawodnik, którego prowadziłem. Zawsze dawał z siebie wszystko na treningach i meczach. Chłopak marzył o grze w Ruchu Chorzów, pomogłem mu dostać się na testy do tego klubu i na rok trafił do juniorskiej drużyny Ruchu grającej w lidze wojewódzkiej. Niestety na dalszą jego karierę miał wpływ zbyt niski wzrost. W obecnie prowadzonym roczniku wyszkoliłem też zawodników, o których zabiegały takie kluby jak Lech Poznań czy Warta Poznań. Nie skorzystali z tych ofert, bo z jakiegoś powodu wolą grać w Tarnovii. Prowadzony rocznik 2010 jest z pewnością najlepszą grupą z jaką przyszło mi pracować w karierze trenerskiej i już dziś wiem, że za kilka lat zasilą pierwszy zespół Gieksy.
Na które elementy przygotowania do gry młodych piłkarzy kładzie Pan największy nacisk?
Najważniejsze żeby moi podopieczni nabyli kulturę wychowania fizycznego i do każdej aktywności podchodzili na 120 procent i bez kompleksów. Ważne dla mnie jest też to, aby młodzi ludzie nauczyli się dystansu do siebie, radzenia sobie z presją oraz podejmowania świadomych decyzji oraz potrafili odróżnić dobro od zła. Poza tym kładę nacisk na dyscyplinę podczas zajęć i trenowanie słabych stron, jak na przykład używanie do gry słabszej nogi. Zabraniam też gry w korkach na sztucznej trawie, tylko w turfach i to najlepiej z wysoką piętą.
Powszechnie uważa się, że im wcześniej tym lepiej. Jaki zatem jest najlepszy wiek, w którym dziecko powinno rozpocząć swoją przygodę z piłką nożna?
Myślę, że 5 lat. Na tym etapie najważniejszy jest jego rozwój psychiczny i zabawa przemycająca umiejętności na dalsze etapy rozwoju. W dużej mierze to kiedy dzieci zaczną, jak często będą mieć styczność z piłką nożną zależy od ich rodziców.
Jak zmieniła się młodzieżowa piłka nożna na przestrzeni ostatnich lat?
Zmieniła się na gorsze. Dostrzegam u dzieci i młodzieży coraz większe lenistwo. Dla nich nie ma nic nieosiągalnego. Wszystko mają na wyciągnięcie ręki i przez to brakuje im motywacji do cięższej pracy. Ponadto rodzice nakładają na swoje dzieci coraz większy klosz, a ich nadopiekuńczość nie działa na korzyść. „Nie biegaj bo się spocisz albo przewrócisz” – to hasło XXI wieku.
Sporo Pan osiągnął w ciągu dziesięciu lat pracy. Jakie jeszcze ma Pan zawodowe marzenie?
Zostać asystentem José Mourinho.