Mieszkający w Tarnowie Podgórnym wicemistrz świata w tańcach latynoamerykańskich, obecnie pisarz i członek kadry narodowej w bilarda. Emil Malanowski od dawna łamie stereotypy i zachęca innych, do wzięcia z niego wzoru.
Ania Lis: Czym jest dla Ciebie bilard?
Emil Malanowski: Przyzwyczajeniem, bo po trzynastu latach gry wszedł mi w krew. Ostatnio tytułem pięciomiesięcznej przerwy spowodowanej pandemią uzmysłowiłem sobie czego brakuje mi w dotychczasowej grze brakowało.
AL: Rywalizacji, ale coś czuję, że nie o nią chodzi.
EM: Sam się zdziwiłem, bo okazało się, że nie jej akurat najmniej mi brakowało. Stęskniłem się za odizolowaniem. Byciem samym, ze swoimi myślami. To w bilardzie bardzo lubię, bo pomimo, że w myśl przepisów gramy z przeciwnikiem, a tak naprawdę to gramy sami ze sobą. Wtedy trenujemy naszą psychikę.
AL: Stereotypowo pierwszą styczność z bilardem miałeś przy piwku w barowej scenerii?
EM: Tak, to były piękne czasy studenckie. Przyjechałem z rodzinnej Ostrołęki na studia do Warszawy i z chłopakami fundowaliśmy sobie wypady na bilarda. Początkowo graliśmy dla zabawy, a później w turniejach klubowych. Z upływem czasu i poznawania bilardowego środowiska przeszedłem na wyższy poziom i zacząłem startować w ogólnopolskich zawodach cyklu Grand Prix Polski dla osób z niepełnosprawnością. Udział w tych rozgrywkach stał się dla mnie przepustką do kadry Polski i wyjazdów na zawody rangi mistrzostw Europy i świata.
- Gra wśród w międzynarodowych zawodach to już zupełnie inna ranga i poziom.
EM: Dokładnie. Startując w mistrzostwach Europy mogłem zobaczyć i zmierzyć się z zawodnikami grającymi na bardzo wysokim poziomie. To był poważny bilard. Wszyscy zawodnicy, nie tylko ci z niepełnosprawnością traktowali bilard jak sport. Wygrałam wówczas bodajże dwa mecze i uważam, że był to dobry początek.
AL: Który swój start uważasz za najlepszy?
EM: Start w mistrzostwach świata, które po raz pierwszy w 2015 roku odbyły się w Polsce. W Kielcach, bo tam zostały rozegrane wywalczyłem piąte miejsce. Do zdobycia medalu zabrakło mi niewiele. Dla każdego bilardzisty jest ono o tyle ważne, że jak dotąd w historii polskiego bilarda na zawodach tej rangi w kat. seniorskiej został zdobyty tylko jeden medal.
AL: I apetyt na jego zdobycie pobudza coraz większą liczbę zawodników. Od niedawna trenujesz w nowej hali OSiR przy ZST w Tarnowie Podgórnym. Jak to się stało?
EM: Marzenie o grze w miejscowości, w której mieszkam spełniło się dzięki funduszom z Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu oraz Polskiego Związku Bilardowego, za które kupiono mi profesjonalny stół do gry. Nieocenione wsparcie otrzymałem również od dyrektora OSiR – Radosława Szukały, dzięki któremu mam miejsce w którym mogę trenować. Wcześniej trenowałem w Poznaniu w klubie Zakręcona Bila.
AL: Może dzięki temu ktoś połknie bakcyla bilarda i też zacznie grać.
EM: Cieszyłbym się z tego powodu. Mam pewien pomysł dotyczący rozpowszechniania gry w bilarda i w niedalekiej przyszłości się nim podzielę. Bilard jest sportem indywidualnym, który możemy trenować sami. Brak w nim ograniczeń, jest dedykowany dla każdego. Poziom akceptowalny do gry osiąga się po trzech miesiącach trenowania. Daje on dobrą podstawę do tego żeby chcieć coś więcej. Jak zacznie się już dobrze grać, dobrze mierzyć i trzymać kij, to wtedy można już wypływać na szersze wody.
AL: Jaki był Twój ostatni największy sukces sportowy? zapytam o tegoroczne startowe plany. Czy wystartujesz w jakichś zawodach?
EM: W ubiegłym roku pomimo trudnej sytuacji zostałem mistrzem Polski osób z niepełnosprawnością i tym samym pierwszą w historii osobą, która zdobyła ten tytuł startując na wózku. W tym roku chciałbym sięgnąć po mistrzowski tytuł dlatego z niecierpliwością wyczekuję mistrzostw Polski, które są w ogóle będą pierwszymi bilardowymi zawodami w tym roku.