Portfolio tego zawodnika obfituje w sztuk walki. Osiem lat temu dorzucił do niego brazylijskie jiu-jitsu, które obecnie trenuje w Osadzie Jiu-Jitsu Judo Tarnowo Podgórne.
Ania Lis: Co skłoniło Cię do trenowania brazylijskiego jiu-jitsu?
Hubert Sawicki: Przygodę ze sztukami walki rozpocząłem w wieku czternastu lat. Pierwszy był boks, później kung-fu, muay thai i kick-boxing. W Gnieźnie, skąd pochodzę zacząłem w stójce, a po przeprowadzce do Irlandii spróbowałem swoich sił w MMA. Do klubu, w którym trenowałem przyjeżdżali Brazylijczycy, z czarnymi pasami. Ważyłem wtedy 105 kg, a oni maksymalnie 70. Któregoś razu mogłem uczestniczyć w ich trening i nie mogłem wyjść z zachwytu jak ktoś mniejszy może w tak łatwy sposób opanować kogoś większego, wyższego i silniejszego. Postanowiłem poznać na czym polega ta sztuka. Tak zakochałem się w jiu-jitsu, rzuciłem MMA i poszedłem 100 procent w kimona.
AL: Brazylijskie jiu-jitsu trenujesz od 2012 roku. Co udało się Tobie przez ten czas osiągnąć?
HS: Trenuję dla siebie, a sukcesy i medale to efekt uboczny. W grudniu 2016 r. otrzymałem nominację na purpurowy pas, a trzy miesiące później wystartowałem w zawodach organizacji IBJJF i zdobyłem dwa złote medale, w kimonie i bez.
W lutym tego roku wywalczyłem złoty medal London Winter International Open Jiu-jitsu. Poza tym pod szyldem organizacji IBJJF startowałem w zawodach w Paryżu, Madrycie i Dublinie. Nie trzeba, ale warto startować w zawodach, bo dzięki temu zdobywa się punkty dla siebie i klubu, a one są wliczane do rankingu światowego. Jak byłem niebieskim pasem zdobyłem wicemistrzostwo NAGA Europe Grappling Championship. Poza tym wziąłem udział w mistrzostwach Europy organizowanych przez federację North American Grappling Association. Walkę finałową przegrałem tylko decyzją sędziów.
AL: Nie tak dawno stoczyłeś równie wymagającą walkę finałową.
HS: Tak, z finałem w szpitalu. Mam zbyt wysoki poziom determinacji. Nie mogłem odpuścić tej walki. Po pierwszym zwycięstwie w Londynie zostałem zaproszony na „finał-finałów” zawodów IBJJF, w którym zmierzyły się najlepsze purpurowe, brązowe i czarne pasy. Wygrałem przez poddanie trzy z czterech walk, wszystkie kluczami na stopę, a ostatnią czwartą, która trwała całe 10 min. na punkty 10:2. Mój przeciwnik miał brązowy pas i dwie belki. W ostatniej rundzie zlekceważył mnie, bo zobaczył, że mam purpurę. Punkty nałapałem w półtorej minuty przed końcem. Wyczułem jego zmęczenie i wykorzystałem to. Ostatnie dwa tygodnie przed zawodami ostro trenowałem z Leszkiem walkę w pół gardzie. To moja ulubiona technika.
AL: Czy zdarzyło się Tobie wykorzystać swoje umiejętności zdobyte na macie poza nią?
HS: Tak. Jak pracowałem w ochronie. Wtedy zdarzały się różne sytuacja. Umiejętności, które dotąd zdobyłem pozwoliły mi obezwładnić osoby, nie wyrządzając im krzywdy.
AL: W taki razie skąd stereotyp, że sztuki walki są niebezpieczne?
HS: Myślę, że wpływ na to miały filmy lat 90-tych, które wykreowały sztukom walki negatywny wizerunek. Bijatyki, walki na ulicy czy w klatce, to wszystko wpłynęło na te wyobrażenie. Z doświadczenia wiem, że tak nie jest. BJJ nazywane jest ludzkimi szachami lub the gentel art., czyli delikatna sztuka. Każdemu kto boi się spróbować swoich sił w bjj mówię, że mogą trenować tylko po to aby rozwinąć się kondycyjnie. Wiele znanych osób trenuję tę sztukę: Al Bundy, który ma czarny pas, Ashton Kutcher – brązowy czy Demi Lovato i Lana del Ray. Jitsu sprawia, że ludzie stają się pewniejsi siebie i bardziej otwarci.
AL: Na pewno masz swojego ulubionego zawodnika, wzór do naśladowania.
HS: Moim idolem jest Roger Gracie, którego zresztą miałem okazję poznać osobiście podczas seminarium w Dublinie.
AL: Minęło półtora roku odkąd wróciłeś do Polski. Jak oceniasz poziom rodzimego jiu-jitsu?
HS: Uważam, że jest na bardzo wysokim poziomie. Mamy nawet Mistrza Świata – Adam Wardziński, który pochodzi z Poznania. To taki Tiger Woods czy Michael Jordan.
AL: Na zakończenie zapytam o przyszłe sportowe plany?
HS: Start w mistrzostwach Europy i świata.